Festiwal dobrego smaku Łódź 8-11.06.2017r

W tym roku postanowiłam ponownie odwiedzić kilka restauracji łódzkich i spróbować ich popisowych dań festiwalowych.
"Festiwal Dobrego Smaku 2017 to nie tylko wspaniałe kulinaria w dobrej cenie (dania główne - 15 zł, desery - 11 zł, koktajl alkoholowy - 11 zł), ale też konkurs, który rozpoczął się w czwartek a zakończy w niedzielę galą wręczenia nagród. Trafią one do najlepszych lokali, które serwowały podczas Festiwal Dobrego Smaku swoje dania, desery i koktajle.
Kulinarne propozycje ocenia nie tylko jury ale również na werdykt ma wpływ Festiwalowa publiczność. Oprócz Uczestnicy Festiwalu mogą wysyłać swoje oceny SMS-em lub głosując w specjalnie przygotowanej aplikacji."

W tym roku hasło przewodnie "Smaki Śródziemnomorskie", prawie każda kuchnia postawiła na krewetki i inne owoce morza. Niby ciekawy pomysł ale co z osobami, które nie lubią krewetek? Mój A:* ich po prostu nie jada, a abyśmy oboje byli zadowoleni z tego eventu musieliśmy kombinować gdzie się udać. W sumie A:* stwierdził, że ja mam jeść dania festiwalowe, a on się zajmie deserami festiwalowymi xD jak on dba o moją linie ;)

Pierwsze danie, które spróbowałam zupełnie przez przypadek w czwartek podczas świętowania obrony pracy doktoranckiej kolegi z pracy było (przepraszam brak zdjęcia)

Drukarnia Skład Wina i Chleba / OFF Piotrkowska ul. Piotrkowska 138/140
Polędwiczki z indyka z tabbouleh, czyli polędwiczki z indyka marynowane w wodzie z kwiatów pomarańczy z sosem figowo-daktylowym z kolendrą, podane z tabbouleh i podpłomykiem.


Moja opinia? Danie festiwalowe, czyli mała porcja, ale na tyle duża aby spróbować delikatnego mięsa z indyka. Kwiatów pomarańczy nie wyczułam, ale trzeba przyznać, że mięso miało nietypowy posmak, bardzo przyjemny dla kubków smakowych. Tabbouleh był kwaskawy, kolorowy i smaczny. A podpłomyk... Możliwe, że tylko w moim daniu przypominał kawałek ceramiki, bo był zbyt twardy- jedyny minus tego dania. Zdjęcia też nie ma bo zapomniałam :)

Kolejne dania spróbowane dopiero w sobotę i niedzielę:

Filharmonia Smaku / ul. Pabianicka 132
Ryba na Łodzi, czyli smażony filet z dorady podany na krewetkach i pieczonych ziemniakach z cukinią, sałatką ze świeżych ziół liściastych z lekkim vinegret, sticksach ziemniaczanych, ketchupem z pieczonej papryki i pomidorów, sosem curry, oliwą bazyliowo-pietruszkową i kruszonką z suszonych czarnych oliwek.


Bardzo ciekawe dnie, że małe nie wspominam, bo to tylko festiwalówka i na spróbowanie, chrupiące smaki mhmmmm.... pyszny ketchup z papryki i pomidorów, delikatna ryba, krewetki... sałatka to chyba były te 2 gałązki(?) ale ogólnie całość oceniam na 5+ :) Nie mogę nie wspomnieć, że była to moja druga wizyta w Filharmonii Smaku i zadziwiające, że coś tak klimatycznego jest daleko od śródmieścia, mają pyszną kuchnię, elegancką obsługę i sądzę, że warto wybrać się tam na obiad z rodziną w niedzielę albo uroczysta kolację nie tylko we dwoje.

Manu Cafe / ul. Drewnowska 58; Rynek Manufaktury
Risotto z warzywami i jagnięciną, czyli risotto z zielonymi warzywami i szarpaną jagnięciną, miętą oraz masłem migdałowym.


Manu Cafe / ul. Drewnowska 58; Rynek Manufaktury
Dekonstrukcja tiramisu, czyli ciasto z palonej białej czekolady z musem z serka mascarpone oraz żelem z espresso posypane kakaem.


Tak kochani pierwszy deser festiwalowy ;) Po prostu A:* stwierdził, że  będzie jadał w tych samych lokalach co ja lub w bliskiej odległości. Wiele razy przechodziłam obok starej Elektrowni, kiedyś dyskoteki, a w wakacje lokalu, którego nigdy nie odwiedziłam :P
Co do jedzenia  to byłam na prawdę miło zaskoczona, kremowe risotto z groszkiem i szparagami, do tego posypane rwaną jagnięciną. Delikatne, smaczne i porcja dużo większa niż poprzednie. Chętnie zjadłabym kolejne takie danie..
Co do deseru tiramisu w zupełnie innej formie niż zazwyczaj jadałam, dwa krążki ciasta, dość słodkiego, ale nie za słodkiego, z delikatnym kremem i kleksami bardzo mocnej kawy :P  Ale ta lemoniada ogórkowa... nie zapomnę tego smaku dłuuuuugo!! Kwaśna, słodka, z delikatnym posmakiem ogórka do tego zimna i nawet zdjęcie robione było szybko, bo prawie ją wypiliśmy na raz ;)

MOTYWY / ul. Traugutta 14
Szyszki z kalmarów w śródziemnomorskim sosie pomidorowym z warzywami i oliwą, czyli szyszki z kalmarów smażone na maśle i duszone w białym winie. Sos pomidorowy na bazie świeżych oraz suszonych pomidorów z dodatkiem daktyli, blanszowane warzywa (marchew, pietruszka, fasolka, bób), palony por, oliwa bazyliowa oraz puder z oliwek.





Przyznaję się, że poszłam tam tylko dlatego, że jeden z kolegów z pracy tak bardzo je chwalił. Nie lubię, a raczej nie jadałam nigdy owoców morza (poza krewetkami). Jeżeli słyszycie, że kalmary smakują jak kurczak to ode mnie tego nie usłyszycie... Najbliżej mu do ugotowanej skóry z tego kurczaka, lekko gumowej. Ogólnie danie mi smakowało, szczególnie sos z pomidorów i daktyli i blanszowane warzywa. Puder z oliwek jadłam w kilku daniach i jest to po prostu coś dodatkowego, często niepotrzebnego, ale zawsze powtarzam, że je się oczami i on dodaje miłego akcentu kolorystycznego. Choć w moje gusta nie trafili w 100% to uważam, że to danie powinno znaleźć się gdzieś wysoko w rankingu :)


Sezon / ul. Piotrkowska 121
Śródziemnomorskie tagliatelle, czyli tagliatelle z hiszpańską kiełbaską chorizo, papryką, pesto z suszonych pomidorów podane z puree z zielonego groszku.





Danie, które zamówił nawet A:* bez większego namysłu. Klasyczne tagliatelle w nieklasycznym sosie z suszonych pomidorów , ostrym chorizo i aromatycznym puree z groszku (wydawało mi się, że w nim jest też czosnek). Porcja całkiem spora jak na festiwal i mimo iż kelner poinformował na o 30 minutowym oczekiwaniu po 15 minutach już próbowała dania. Ostrość dało się wyczuć na końcu, a ponieważ nie zapijałam tego niczym to delikatne "łaskotanie" na języku było bardzo przyjemne.


Restauracja Cesky Film / ul. Tymienieckiego 25a
Zamieszanie w Libanie, czyli wołowina po arabsku duszona w pomidorach z dodatkiem bakłażana, papryki i ziół, falafele z ciecierzycy i zielonego groszku do tego tabbouleh – libańska sałatka z bobem, quinoą, miodem gryczanym i świeżymi ziołami oraz pikantna kiszona rzodkiewka.





Danie, którego opisanie to nie lada zadanie, nie mogę narzekać na nic, ani na smak mięsa, ani na rześką sałatkę, dodatkowo kiszona rzodkiewka.. Wow.. pierwszy raz coś takiego jadłam. Kolejka w niedzielę była olbrzymia, dosłownie czekało się na stolik!! Nam udało się wejść praktycznie z biegu ale już za nami każdy czekał. Smaki idealnie wgrywające się w Środziemnomorskie klimaty, ale nie te greckie typowo, coś innego niż krewetki i kalmary ;) sałatka podana w pięknej i smacznej salaterce a ciasta kruchego. Nie da się tego opisać, to trzeba spróbować i na pewno odwiedzę ten lokal. (Ah Ci kelnerzy ^^)


Restauracja U Kretschmera / ul. Kopernika 64
Cielęcina w tempurze, warzywne papardelle, pak choi, ciabatta, czyli cielęcina w tempurze, chrupiące warzywa podane w sosie orientalnym do tego kapusta pak choi smażona na maśle orzechowym oraz ciabatta.





Do tej restauracji nie zaglądam prawie wcale oprócz Festiwalu. Musze przyznać, ze za rok będę musiała się zastanowić, bo nie zaskakują mnie za bardzo te dania smakowo, pomysłem możliwe. Tym razem cięlecinowa kulka w tempurze z posmakiem cytrusów?? z kwaśnymi warzywami i całkiem smacznym pak choi z masłem orzechowym (za to duży plus) i kawałkiem pieczywa. Kubków smakowych nie powaliło, ale miło było spróbować czegoś innego. Nie chcę nikogo zniechęcać do tej restauracji, uważam, że każdy powinien najpierw odwiedzić lokal, spróbować i potem samodzielnie się wypowiadać. Dla mnie po prostu to nie ten styl.


Vapiano / Al. Politechniki 1; CH-R Sukcesja
Sałatka Spring Salmon, czyli grillowany z chili łosoś, podany na mieszance 4 sałat wraz z chrupiącym mango i szczypiorkiem z dodatkiem sosu balsamicznego z figami oraz kolendrą.


Bardzo przykro mi to napisać ale Vapiano, które tak uwielbiałam za ich risotto z kurczakiem i orzechami włoskimi, tym razem popisało się gotową mieszanką sałat z łyżeczką mango i 4 cienkimi plasterkami smażonego łososia... Wybiegałam prawie z tego lokalu. Sałata była wręcz gorzka, łosoś nie pachniał ani nie smakował dobrze. A:* śmiał się, że musieli nieźle to zepsuć bo nie pamięta kiedy ostatnio biegłam do jakiegoś lokalu typu McDonald's lub KFC po picie!! Nic więcej nie napiszę. Po prostu nie popisali się. Ale na risotto z kurczakiem i tak pójdę, za jakiś czas.

Restauracja Officyna / Al. Kościuszki 132/ ul. Piotrkowska 217
Pierożki GUO-TAI, czyli pierożki wieprzowe z krewetkami , chipsem ryżowym w sosie z białych szparagów z nutką chili.





Ostatnim spróbowanym daniem były pierożki z chipsem ryżowym w białym sosie ze szparagów. Ciasto było miękkie, delikatne. Ogólnie całe danie było bardzo delikatne. Smaczne i w sumie akurat tak duże aby spróbować ;) Tylko gdzie ta nutka chili?


Pora opisać desery i nie tylko :)
Czekolada Retro Cafe / ul. Moniuszki 11
Cannoli siciliano – uczta dla podniebienia schowana w rurce, czyli kruche rurki ze słodkim kremowym nadzieniem z serka ricotta, podawane z posiekanymi orzechami, kandyzowanymi owocami i czekoladą. Uzupełnione napojem Caffè Shakerato – mocne espresso z porcją lodów orzechowych, słodką śmietaną i sosem czekoladowym.


Czekolada Retro Cafe / ul. Moniuszki 11
Sangria, czyli hiszpański napój alkoholowy na bazie czerwonego wina z dodatkiem owoców: cytryny, pomarańczy, jabłka i cukru


Przy tym opisie długo zastanawiałam się co napisać... Niby dostałam to co zamówiłam, było to dokładnie opisane, ale jednak tak małej rureczki i kieliszka małego napoju kawowo-orzechowego  ciężko opisać na 6 czy nawet 5+. Rurka była krucha, napełniona kremem podana z dwoma kawałkami kandyzowanej wisienki, płatkami migdałowymi i czekoladową posypką. W kieliszku do szampana był delikatny, kremowy koktajl z espresso i lodów orzechowych z kawałkami orzechów i sosem czekoladowym. Całość smaczna ale mała, bardzo mała, nie mogliśmy nawet się podzielić tym deserem z A:*
Za to sangria, którą zamówiłam przez przypadek i dopiero po pierwszym łyku stwierdziłam, że to drink z alkoholem ( jak blondynka :P) była wyborna.

Foto Cafe 102 / ul. Piotrkowska 102
Tarta Tytanów z cappuccino, czyli ciasto tartowe z jabłkami, figą, jogurtem greckim oraz z sosem waniliowo-anyżowym. Do tego klasyczne cappuccino.


Boże ja chcę więcej!! nie będę Wam opisywać tego nieziemskiego smaku kruchej tarty z kwaśną śmietaną i słodkim sosem, w którym anyżu to ja nie czułam za bardzo ;) a nastrój dodatkowo mi się podobał - jak widać po zdjęciu (wiem, tragedia ;P)  Jak dla mnie ciasto powinno wygrać, chciałam iść na nie jeszcze raz, ale już czasowo nie wyrobiliśmy. Pyszne, pyszne, pyszne!!!

Klubokawiarnia DalekoBlisko / OFF Piotrkowska ul. Piotrkowska 138/140
Ekler d’Or, czyli ekler z kremem chałwowym i granatem w złotej polewie karmelowej z pistacjami, podany z klasycznym espresso.





Malutki ekler z kwaśnym espresso. Ekler jak ekler dość klasyczne ciasto ale krem chałwowy i polewa karmelowa bardzo pasowały do mocnego, kwaśnego espresso. Ja wolę raczej mniej kwaśne kawy, więc swoją oddałam A;* Nie powalili mnie na kolana jak w zeszłym roku. Zresztą to i tak A:* głównie próbował deserów ;)


The Brick Coffee Factory / ul. Piotrkowska 136
The Cold Brick, czyli gorące brownie podawane z bitą śmietaną i dodatkiem konfitury wiśniowo-żurawinowej oraz porcją zimnej kawy Nitro z syropem arbuzowym.





Takiego pecha do knajpy to jeszcze nie miałam ;P dwa razy wchodziliśmy tam w sobotę, pierwszy raz usłyszeliśmy, że o 20 ma być kolejne ciasto, a drugi raz, że jednak go nie będzie... Normalnie byśmy odpuścili ale ponieważ to brownie i do tego konfitura wiśniowo-żurawiniowa podjęłam kolejną próbę w niedzielę ;) Ciastko było bardzo czekoladowe, kruche na wierzchu i mokre w środku, dokładnie takie jak powinno być brownie. konfitura była dość płynna, słodka z 2 kleksami bitej śmietany. Do picia podano zimną kawę Nirto z syropem arbuzowym, które same nie smakowało za dobrze ale z bardzo słodkim ciastkiem było idealne ;)


Słodka Pracownia / ul. Piotrkowska 115 (lewa oficyna)
Truskawkowy zawrót głowy, czyli migdałowe ciastko dacquoise z kandyzowanymi i świeżymi truskawkami udekorowane kremem waniliowym z mascarpone.

Tutaj raczej recenzji nie będzie, bo podchodząc do lokalu pocałowaliśmy klamkę. Słodka pracownia musiała zrezygnować z konkursu. Szkoda... No cóż... Taki mamy klimat  :/



Na zakończenie wieczoru udaliśmy się na Łódź Street Food Festiwal na Piotrkowską 217, gdzie nie dałam rady zjeść już nic konkretnego. Zamówiłam jedynie mojego ukochanego kurtosza z czekoladą i orzeszkami ( czyli nutella i orzeszkami) i wróciłam do domu odpoczywać... ;P

Komentarze

  1. Jezu wyście wszystko to wciągnęli ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście festiwal trwał 4 dni i zaczynaliśmy o 12 i kończyliśmy po 21 w weekend xD część jedliśmy też na dwoje jedna porcję xD

      Usuń
  2. Super wpis, oby takich więcej :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miło mi będzie jeżeli zostawisz po sobie jakąś pamiątkę ;)
Komentarz pozwala mi określić, czy moje posty wam się podobają.

Popularne posty